poniedziałek, 3 października 2011

Roma! Amore mio!

Podobno dobra książka to najlepszy sposób na to, aby udać się na wymarzoną wycieczkę i poznać najodleglejsze zakątki świata jeśli nie ma się pieniędzy na podróż. Tak przynajmniej uważa jeden z bohaterów powieści, którą właśnie czytam, a ja całkowicie się z nim zgadzam.



Ponad dwa tygodnie temu, kiedy byłam jeszcze trakcie mrożącej krew w żyłach sesji egzaminacyjnej, wybrałam się na zakupy do reala, prawdopodobnie po to, aby uzupełnić znikający w mgnieniu oka zapas wszelkiego rodzaju naukowych przegryzaczy, red bulli, wody mineralnej i innych takich. Stojąc już przy kasie z załadowanym koszykiem leniwie wodziłam wzrokiem po znajdujących się z boku półkach, na których leżały gumy do żucia inne smakołyki, podobno normalnie ominęlibyśmy je w sklepie, a więc projektując supermarket marketingowcy zdecydowali, że podstawią nam je pod nos, aby ułatwić nam życie, a tak naprawdę naciągnąć nas na dodatkowe koszty. Moją uwagę zwróciła błękitna okładka małej, dość grubej książki oraz jej zachęcając cena: 9,99zł. „Moje rzymskie wakacje”. Pomyślałam, że dokładnie czegoś takie będę potrzebowała jak tylko wreszcie wykaraskam się z nudnych egzaminów. Sięgnęłam po książkę, a ponieważ jej miejscówka w sklepie była podejrzana i raczej nie wskazywała na wysoką jakoś produktu postanowiłam, że rzucę okiem jeszcze w kolejce na pierwsze strony, aby potem się nie rozczarować, a co gorsza nie wydać na marne 9,99 zł za które przecież mogłabym kupić na przykład paczkę papierosów, no prawie całą paczkę. Zapowiadała się całkiem nieźle, typowa lekka wakacyjna powieść. Do tego akcja toczy się Rzymie, a że obecnie jestem zakochana we Włoszech, języku włoskim, jedzeniu włoskim i tym podobnych, wszystkim prócz mężczyzn pochodzących z Włoch, to wrzuciłam książkę do koszyka. Musiałam co wieczór powstrzymywać się, żeby nie zacząć jej czytać, bo przecież chciałam ze spokojem oddać się jej na samym początku wakacji.

Powieść miło mnie zaskoczyła. Tym bardziej, że nie dawno bardzo rozczarowałam się najnowszą książką Lauren Weisberger, którą dostałam od Kasi na urodziny : „Ostatnia noc w Chateau Marmont”. Jej akcja jest prosta, ale zarazem przepełniona realistycznymi i malowniczymi opisami wiecznego miasta, jego zakamarków, a przede wszystkim opisami jego mieszkańców, ich codziennych zwyczajów i zachowań no i tego boskiego, włoskiego temperamentu. Tytuł nawiązuje oczywiście do Rzymskich wakacji z Audrey Hepburn, ale wbrew temu, czego możemy się spodziewać bohaterka jest przeciwniczką znanego filmu. Nie będę pisać więcej na wypadek, gdybym faktycznie zachęciła kogoś do lektury.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. cześć, pamiętasz mnie?
    to ja Twoja siostra:*:*:*
    mnie zachęciłaś
    jak już ją przeczytasz to zapakuj i wyślij mi tutaj
    chętnie poczyta nawet, że moje bułgarskie wakacje stają się co raz bardziej a bardziej urozmaicone;)


    ~Kasia, 2011-07-06 12:35

    OdpowiedzUsuń
  3. Si, si, wyślę, jak tylko mama przeczyta:) ale powiem jej żeby się pospieszyła;)


    k. m., 2011-07-06 21:49

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za odwiedziny! Jeżeli podoba Ci się to co robimy, poleć nas znajomym!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...