wtorek, 11 października 2011

Noc kina francuskiego part. 1


Kilka tygodni temu, kiedy było jeszcze szaro, zimno i ponuro, wybrałyśmy się z mamą, w ramach zacieśniania więzi rodzinnych, na wieczór kina francuskiego. A już sobie przypominam, było to dokładnie tej nocy, kiedy podobno nad Polską miała przepływać jakaś chmura toksyn z elektrowni w Japonii i mówiono, aby nie wychodzić z domów. To znaczy, tak naprawdę nikt tak nie mówił, przynajmniej nie oficjalnie, tylko nasza mama, zapobiegawczo jak zwykle, doszła do wniosku z koleżankami, iż lepiej będzie pozostać w tym czasie w domu. Nie mniej jednak nadchodząca chmura nie przeszkodziła jej w tym, aby co jakiś czas wychodzić na dwór zapalić. 
Jak się okazała, już po zakupieniu biletów, nie był to wcale wieczór kina francuskiego, ale noc kina. W Światowidzie. Nigdy wcześniej nie uczestniczyłyśmy w podobnych seansach, no może Kasia była raz z tatą na nocy kina Tarantino. Dlatego tez zaopatrzyłyśmy się w Adrenaline, orzeszki na słono (ostatnio nasza ulubiona przekąska!), wiśnie w czekoladzie i inne smakołyki, które miały utrzymać nasze oczy szeroko otwarte. Ku naszej uciesze w jakiś pobliskich delikatesach dorwałyśmy oranżady dr Pepper. Miałyśmy na nie wielką ochotę, bo ciągle piją je w 90210, a wcześniej nie miałyśmy okazji spróbować jak one smakują.
W planie był koncert duetu francuskiego. Jak się okazało to na moje oko było to raczej trio, dwie dziewczyny śpiewały delikatnymi głosikami, jedna z nich grała na gitarze, druga wymachiwała przy tym rękami w trochę zabawny sposób, który miał chyba imitować taniec. Do mnie to nie przemówiło. Ale nie byłam na tyle bezczelna, aby komentować głośno ich występ w przeciwieństwie do kilku dziewczyn siedzących przed nami. Akompaniował im również facet, który grał na gitarze, a momentami na harmonijce, jeśli dobrze pamiętam. Stwierdziłyśmy również, że występ był typowo francuski z tego względu, że francuzi wydają się olewać wiele rzeczy i rzadko co traktują naprawdę serio. Te dziewczyny również potraktowały koncert bardzo lekko, ponieważ nie miały za bardzo z czym wyjść do publiczności. Z drugiej strony być może dzisiejsza telewizja trochę już nas rozpuściła. W Polsce jest tak wiele utalentowanych muzycznie osób, że oczekujemy, iż każdy pojawiający się na scenie artysta od razu zaśpiewa jak Steven Tyler.
Kolejną częścią programu miał być poczęstunek. Typowe francuskie przekąski. Można się więc było spodziewać wina oczywiście, pieczywa, rogalików (myślę, że te oryginalne wcale nie są smaczne, bo nie mają w środku żadnego nadzienia, ani na wierzchu nie są posypane niczym słodkim), może jakiś serek, trochę sałatki lub winogron. Spodziewałyśmy się skromnego przysmaku dla każdego, tymczasem okazało się, że poczęstunek był fantastycznie przygotowany. W przerwie można było napić się kawy, herbaty, były pasztety, sery, parę rodzajów sałatek, bagietki, różne rodzaje ciast i ciastek. Wszystko w formie szwedzkiego stołu, każdy mógł się raczyć do woli, należało jednak wziąć pod uwagę fakt, że zapewne każdy gość chciałby spróbować jakiejś przekąski. Ponownie z rozczarowaniem stwierdziłyśmy, że nie dla wszystkich gości poczęstunek oznaczał to samo, dla niektórych była to forma darmowej wyżerki.
Na wejściu każdy z uczestników imprezy otrzymał również po lampce wina, co przyjemnie nas rozluźniło.


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za odwiedziny! Jeżeli podoba Ci się to co robimy, poleć nas znajomym!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...