sobota, 5 listopada 2011

Bajka odwrócona, czyli Europejczyk oczami Amerykanina

Tabliczka przy drodze do Thimphu w Bhutanie swoją treścią zdecydowanie nie przypominała naszych przydrożnych billboardów:
Gdy zetniemy ostatnie drzewo,
gdy opróżnimy ostatnią rzekę,
gdy złowimy ostatnią rybę,
dopiero wtedy człowiek zrozumie,
że nie da się jeść pieniędzy.



 Zachęcona przez wykładowcę sięgam po „Geografię szczęścia” Erica Weinera. Lektura ta pociąga mnie z prostego powodu- Weinera kręci to samo co mnie: psychologia szczęścia, odkrywanie źródeł szczęścia oraz podróże. Próbując skrócić treść książki do jednego zdania ujmę to tak: jest ona efektem podróży autora po krajach, które  wskutek stereotypów  postrzega się jako te szczęśliwe, czy też po tych, w których wskaźniki szczęścia pośród mieszkańców są najwyższe lub po takich, w których szczęście na dużą skalę stało się obiektem badawczym ( jak w Holandii, w której znajduje się Instytut Szczęścia ze światową bazą danych na ten temat). Przy okazji, celowo bądź nie, wyjątkowo wyraziście zostały podkreślone cechy charakterystyczne poszczególnych narodowości. Widać, że Szwajcarzy są bardzo szwajcarscy, a Holendrzy nie mogą być już bardziej holenderscy.


To nie jest jednak recenzja, zaledwie chwilowy przypływ weny będący owocem mojego czytelniczego romansu z „Geografią szczęścia”. Książkę wciąż czytam, jestem dopiero na 73 stronie ale coś na przestrzeni tych 73 stron przykuło moją uwagę. Ilekroć pamięcią nie sięgnę do rozmów o czymś związanym ze Stanami Zjednoczonymi, i czy to rozmów od tak przy kawie z koleżanką czy tych niemalże akademickich, zauważam, że często i chętnie powtarzamy „Only in America”.  Całkiem niedawno rozmawiałam z kolegą, który wakacje spędził niedaleko Nowego Jorku.  Jego podsumowanie Stanów zapadło mi w pamięć. Powiedział: „Wiesz, mówi się, że Stany są takie niesamowite, świetne, amazing. I faktycznie tak jest, cool i amazing. Kraj jak z filmów, kraj w którym wszyscy uśmiechają się do ciebie od pierwszej chwili, kraj wielkiej hipokryzji ale co tam (…)”. Prawdą jest bowiem, że Ameryka od lat była przez Europejczyków postrzegana jako kraj niesamowity, trochę niedostępny mimo że tak dobrze znany choćby z filmów, jako kraj wielkich możliwości. Jednym z owoców takiego idealizowania Stanów są liczne negatywne stereotypy dotyczące ich mieszkańców, wynikające najprawdopodobniej z  naszej zazdrości. Choć jak można się było spodziewać Amerykanie nie pozostali nam dłużni i co widać rewelacyjnie w książce Weinera bajka o „American dream” jest trochę odwrócona. Wskazują na to bowiem pojawiające się gdzieniegdzie amerykańskie stereotypy dotyczące życia w Europie.  Naprawdę zabawnie jest czytać to co tak właściwie sądzą o Nas- Europejczykach Amerykanie! Możemy dowiedzieć się np. że sensem istnienia kawiarni dla Europejczyka jest nieskończenie długie przesiadywanie w niej bez najmniejszego poczucia winy. No bo przecież Europejczycy się nigdzie nie spieszą, a jedyna rozsądna europejska rzecz to właśnie wyjście do kawiarni. Tylko nie miejmy autorowi za złe takiego postrzegania mieszkańców starego kontynentu, to tylko stereotyp, nie warto się przejmować bo i tak „(…) Europejczycy przejmują się wszystkimi problemami świata(…) zawsze starannie ubrani, a najlepiej w porze lunchu. Jeśli czymś szczególnie trzeba się przejąć organizują konferencji. Europejczycy uwielbiają konferencje”. Gdzieś między wierszami dociera do mnie przesłanie, że Amerykanie żyją w ciągłym pośpiechu, zakręceni tylko wokół własnego podwórka, a ich życie ani snem, ani bajką nie jest. Wręcz przeciwnie po cichutku z lekką zazdrością wzdychają za europejskim sposobem na życie. Hmmm, czyżbyśmy nie doceniali tego co mamy? Czyżby koniecznym dla nas był wyjazd do kraju wielkich możliwości i przekonanie się, że nasze życie w rytm europejskiego flow jest dużo wspanialsze niż pościg za „American Dream”? Czyżbyśmy cierpieli na chroniczne niezadowolenie z tego co mamy, niepozwalające nam napawać się dumą, radością i podziwem z tego miejsca, w którym przyszło nam żyć? Oj, i czyżbym ja do takich właśnie wniosków doszła  poprzez lekturę opisywanej tu książki? Nic w tym złego. Nic też w tym dziwnego, szczególnie po przeczytaniu tego jak amerykański podróżnik zachwycał się tym, że Europejczycy ufają sobie nawzajem, co rzekomo przejawiało się w tym, że na stacji benzynowej u Nas można nalać sobie najpierw paliwa do baku i dopiero później pójść za niego zapłacić, a rezerwując pokój w hotelu nie trzeba już na wstępie podawać numeru kary kredytowej czy tym, że bilety w autobusach sprawdzane są tylko od czasu do czasu, podczas kontroli. No tak, to przecież dla nas nic nadzwyczajnego…
I jeszcze tylko zacytuję pewnego, nieznanego z imienia i nazwiska Szwajcara „Może szczęście polega na tym, że nie czujemy się tak, jakbyśmy powinni być gdzieś indziej, robić coś innego, być kimś innym (…)”. Bądźmy zatem sobą, bądźmy Polakami, bądźmy Europejczykami, bądźmy z tego dumni i bądźmy szczęśliwi.

Ha, zaledwie 70 pare stron i mam już tyle do powiedzenia! Albo więc Eric Weiner jest geniuszem albo pisze po prostu o tym, o czym ja często rozmyślam i o czym chcę mówić i wiedzieć jak najwięcej. Nie zamierzam jednak teraz nad tym się zastanawiać ani minuty dłużej bo zachłannie zabieram się do czytania następnych stron książki, żeby dowiedzieć się więcej na temat naszego wygodnego życia w Europie, którego nie doceniamy.








.
.
.
. i mam nadzieję, że nikogo to nie urazi:

1 komentarz:

  1. Po pierwsze super tekst!!! Po drugie skojarzyło mi się z "O północy w Paryżu" gdzie każdy po kolei był niezadowolony z tego w jakich żyje czasach. Po trzecie stereotypy o europejczykach skojarzyły mi się z Clarksonem i jego tekstem o włochach, którzy mają takie same przepisy drogowe ja te, które obowiązują w całej Europie z tą różnicą, że droga hamowania podawana jest w centymetrach!!:D
    ~Martynka;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za odwiedziny! Jeżeli podoba Ci się to co robimy, poleć nas znajomym!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...